Michal Rutkowski - Creative /Artist.
  • HOME / STRONA GŁÓWNA
  • BIOGRAPHY & WORKS / BIOGRAFIA i DZIEŁA
  • MY PERSONAL NOTEBOOK / NOTATNIK OSOBISTY
  • Music / Muzyka
  • PAINTING / Malarstwo
  • Literature / Literatura
  • PHILOSOPHY / FILOZOFIA
  • Blog
  • PHOTOS / FOTOGRAFIE
  • CREATIVE ZONE RUTKOWSKI
  • CONTACT INFO/ kontakt

NOTATNIK OSOBISTY
​MY PERSONAL NOTEBOOK

SCROLL DOWN FOR TEXT IN ENGLISH LANGUAGE...

Obraz

NOTATNIK OSOBISTY

Pamiętam swoje dzieciństwo, wtenczas iście bogaty dom dziadków, rodziny Cieszkowski - kapeluszników/czapkarzy (dziś od 155 lat) w Warszawie - gdzie wpadała często Loda Halama - przyjaciółka domu, studia telewizyjne takich programów jak TIK-TAK i 102 Szewczyka, gdzie spędzałem czas w wieku około czterech lat, zamiast przebywać w kółko w przedszkolnych salach. Lekcje tenisa ziemnego na stadionie Gwardii a także narciarstwo, z zawodami na niebezpiecznie oblodzonych stokach gór, jak Memoriał Koziołka Matołka w Zakopanem. Do wielu rzeczy miałem dar, i miałem warunki zewnętrzne. U dziadków miałem też dziewczynę, wtenczas pięciolatkę, która kibicowała mi w moich pierwszych lekcjach języka angielskiego, a także podarowała książki do nauki w angielskim i francuskim. Niedługo potem odbyłem moją pierwszą, daleką podróż zagraniczną do Tajlandii, gdzie spędziłem dość długi czas, poznając kulturę i historię tych ziem, co dało trwały ślad mocnego wrażenia i doznania chłopcu, jakim byłem.

Pamiętam szarą Wolę w Warszawie, gdzie młodzież za dnia bawiła się torbą z klejem na podwórkowej ławce, na przerwach w szkole w toaletach próbowała wódki. W weekendy w pobliskim, bardzo zielonym parku był targ staroci, a ojciec dokupował tu dla mnie międzywojenne monety polskie do prywatnej kolekcji. Ojciec był dobrym lekkoatletą, dziesięcioboistą, który szybko zdecydował się racjonalnie podejść do życia, i, nie mając z początku wielu szans oglądać naocznie świat, samodzielnie nauczył się biegle aż pięciu języków obcych, krok po kroku realizując karierę uniwersytecką. Na zawodach sportowych spotkał mamę, która przez pewien czas brała udział w biegach.​
Obraz
​Po powrocie z Niemiec, gdzie nie tylko opanowałem język, lokalne gwary, dialekty i musiałem jeździć 150 kilometrów autostradami z ojcem do szkoły polskiej w Ambasadzie RP oprócz zwyczajnej nauki w niemieckim gimnazjum, ale także zaangażowałem się w jazdę na deskorolce (w mym mieście rezydencję miała niemiecka firma skateboardingowa ​Titus), zastałem w Warszawie środowiska deskorolkarskie, z którymi spędziłem odtąd kilka mocno hucznych lat. Kręciliśmy się na czterech kółkach po osiedlach, kręciliśmy też filmy marząc o sponsoringu na drogie deskorolkowe ubrania i sprzęt. Wielu z nas rozpoczynało już jako dzieci profesjonalne lub choć pół-profesjonalne kariery w tym oto sporcie. Po szkole godzinami oglądaliśmy filmy deskorolkowe, by inspirować huk drewnianych decków i kółek w oniemiałych świeżym w Warszawie zjawiskiem skateboardingu blokowiskach. Moim osobistym bohaterem był Matt Hensley. Rzadko bywałem już w wieku lat czternastu we własnym domu, czasami też włącznie ze snem, mimo że byłem dzieckiem. Było to z mojej perspektywy normalne, tym bardziej że środowiska mnie otaczające miały poziom i dodatnią opinię w społeczeństwie. W tamtym właśnie okresie proponowano mnie do modelingu.

Koniec końców, po dobrym, trwającym ponad jeden rok, wykształceniu w nutach i w muzyce klasycznej w ramach lekcji instrumentów klawiszowych, wciągnęła mnie gra na elektrycznej gitarze. Zainteresowanie gitarą przywiozłem ze sobą ze Stanów Zjednoczonych, z Florydy, gdzie biesiadując z nastoletnim towarzystwem, i omalże zjedzeni nocą przez trzy potężne Aligatory atakujące nam namioty z jedną, jedyną lampą na paliwo (jedyny spałem w samochodzie - karoserii te zębiska nie przegryzą), ratowaliśmy się z nudy żując godzinami tytoń i żartując na gitarach z muzyki country czy moimi rękami komponując na żywo cross-over, z pustymi kieszeniami wyśmiewając amerykańskie słowo "Yeah". Tam też omal nie utonąłem na dnie basenu w porzuconej posesji, gdzie chciałem zabić cyfrowy zegarek ciśnieniem wody; i wytrzymałem bez oddechu dłużej niż ekranik zegarka, który podobno był wodoodporny. Trafiłem tak na próbę zespołu, ćwicząc Smells Like Teen Spirit Nirvany i ostre kawałki Rage Against the Machine, już w Warszawie, i zaraz dogadałem się z grającym na instrumencie kolegą, że rozpoczynamy własny zespół, który nie będzie grać coverów - do działalności muzycznej osobiście zostałem zainspirowany koncertem zespołu HOUK promującego Transmission Into Your Heart. Myślę też, że w dzieciństwie imponował mi zgiełk i głośny tłum wokół osoby Kurt Cobain, dramatyczne przeciwieństwo samotności poprzez artystyczną karierę. W rzeczywistości potrafi uczynić to dla mężczyzny także żywiołowa kobieta, ponieważ kobieta interesuje się towarzystwem i sprawami społecznymi. Była wiosna, a ja miałem pierwsze iście własne utwory. Zaczęły się próby, parę razy w tygodniu zazwyczaj po dwie-trzy godziny, w różnych "salach prób" Warszawy nieustannie przez wiele lat... Niemal każda próba oznaczała dla nas gości: muzyków lub publiczność, znajomych i ludzi, których nie znamy. 
​

Od czasów deskorolkowych w dzieciństwie miałem ubrania, różne - tłoczone, szyte, rzadkie serie i docierały one do mnie często całymi kompletami po wiele sztuk na dłuższy okres. Nigdy nie wiedziałem, czy kupują je moi rodzice na metkach po 10% oryginalnej ceny. Mnie lubiły ubrania i firmy drogie, szczególnie z USA a w późniejszym okresie życia Europejskie. Zdarzało mi się wejść do sklepu i dostać przy zakupach ciuch za darmo, szczególnie kiedy okolica oplakatowana była moim artystycznym wydarzeniem. Chciałem żeby było tak już na wstępie z instrumentami muzycznymi w trakcie mojej przygody z dźwiękami, ale niestety sprzęt muzyczny i sale prób finansowałem z mojej własnej kieszeni, także za innych, których zainteresowanie twórczością (szczególnie na żywo) - mimo talentu - było słabe. Aby sztuka miała rozgłos artyści i publiczność muszą organizować się w większe środowiska, nigdy iść samotnie - tak było za moich lat nastoletnich, ale nie gdy wróciłem publicznie do twórczości jako człowiek świadomy i dorosły.

Ostatni dzień, wieczór, noc gdy imałem się materii muzyki prywatnie, odbył się w dużym klubie w Warszawie. Z paroma znajomymi byliśmy tańczyć, miałem szesnaście lat. Zdjąłem w szatni ulubioną kurtkę i usłyszałem Born Dead zespołu Body Count. Razem z instrumentarium skoczyłem w górę. Miałem mocne nogi, jak młody i gibki koszykarz. Nade mną był betonowy filar i rozległ się trzask. Wewnątrz mojej czaszki. Czerń. Rozmazany widok osób zebranych wokół mnie, gdy leżę w klubie na podłodze nie uświadomił mi iż coś się stało, cokolwiek. Widzę taniec pogo. Wstaję, nie zważając na przerażony tłumek. Jestem w wirze wirujących osób. To już dawno nie jest Body Count, muzyka zmieniła się po drodze być może kilka razy. Mam okrwawione ubranie. Nie wiem dlaczego. Patrzę na siebie - to ja z rozbitą głową. Odprowadzają mnie na szycie do szpitala, badają wstrząs mózgu. Szyją. Jestem chyba przytomny. Po prostu przestałem się bać - tłumu, transcendencji, wyzwań. Stanąłem w życiu, tak jak w klubie, na równe nogi niezależnie od okoliczności. Echa tego trzasku w czaszce to moja późniejsza książka "Płomyk Świecy" - tak jakby uderzyły pioruny, wprost w ciebie. Ciemna noc trwa chwilę i nie, nie warto jej rozpamiętywać. Ciemna noc w czaszce. Stoisz na własnych nogach. Stoisz. I nagle możesz iść - wolny od ograniczenia siebie...

Obraz
W naszym zespole śpiewał bardzo długo Lola Lou, który później (dzięki osobistej fascynacji filmem Priscilla Queen of the Desert) stał się bodajże (...i zaiście) najsłynniejszym Drag Queen Warszawy. Lola Lou śpiewał bez przystanku, w małych, oraz i wielkich klubach Warszawy, i za granicą. Desert Rock Queen? Champs Elysees. I ogromna inspiracja Loli Pop'em. Muzyką pop.

Jako osoba Lola Lou spędzał czas tłumacząc piosenki z języka francuskiego na angielski i wstecz z angielskiego na język francuski. Zdarzało nam się mieszkać razem w jego wynajętym apartamencie w centrum miasta - spędzaliśmy tam całe dnie, i w kawiarniach, i na rozmowach. Twardo dyskutowaliśmy muzykę, wobec której się znacznie różniliśmy. Po kursie malarstwa w Lyon, odnalazł się jako native-speaker w prywatnej szkole lingwistycznej w Warszawie. Lola Lou nie lubił u mnie progresywnego podejścia do muzyki, komplikowania tematów, mnie zaś ten kierunek interesował wówczas coraz mocniej. Trzymaliśmy się razem długo, i jeszcze w 2009 roku dyskutowaliśmy w Warszawie wspólne nagrania, zaś on szukał produkcji moich próbek demo u zespołu De Mono. Miałem coraz to nowe pomysły, aż po łączenie Rocka i Jazz. Przez całe moje muzyczne życie szukałem odpowiednich osób, środowisk i inspiracji by cięższe brzmienia progresywne mogły zaistnieć jako czystej maści Jazz.
​
Wielu innych wokalistów próbowało z nami sił, także kilku basistów, podczas gdy podstawowy skład realizowany był we dwie gitary oraz perkusję, co i tak potrafiło roznieść potęgą dźwięku oraz dynamiką gry małą salę studyjną. Większość wieczorów w miesiącu spędzałem w przeróżnych klubach Warszawy, i między innymi dlatego, zaś dodatkowo ażeby móc legalnie zajmować się rzeczami poważnymi, w wieku niecałych lat siedemnastu miałem już swój dowód osobisty (tzw. dowód tymczasowy). Nastoletni muzycy często grali w kilku zespołach naraz; dla przykładu nasz blondyno-włosy perkusista współformował dodatkowo zespół Tenderenda, który w mokotowskiej piwnicy skupiał się na nagrywaniu melodycznej psychodelii cross-over na taśmy.
Obraz
Orlando, Floryda i sala prób "u Małgosi" na Sadybie/W-wa.

Po drodze tego wszystkiego chodziłem do arystokratycznej szkoły w Wielkiej Brytanii, w pięknym zakątku nad morzem, gdzie w klubie nocnym (miałem wtedy szesnaście lat), w ciągu kilku minut aktywnie zakochałem się w bardzo dorosłej dziewczynie z zagranicy. Niestety otoczona była grupą mężczyzn, włącznie z jej narzeczonym, i Anglicy (ochrona) przechowali mnie do białego już rana samotnie za sceną - wściekłość była duża, zaś bójka zawisła nad małym klubem... W Anglii złamałem rękę jeżdżąc po ulicach miasta na deskorolce jaką kupiłem na miejscu; niespodziewana hospitalizacja była kosztowna. W drodze powrotnej dozwolone było  palenie papierosa na pokładzie samolotu -  miałem wygodny fotel i popielniczkę. Drogę spędziłem spokojnie, w odróżnieniu do już późniejszej podróży z Aten w Grecji, gdzie malutki samolot rozpędził się ponad 1000 km/h - papierosów na pokładzie wtenczas już zabroniono, i odczułem wesoły stres. To przecież roller-coaster wiele tysięcy metrów nad ziemią - każą ci oddychać czystym ozonem?

Nasze środowisko muzyczne było huczne, i w ciągu 1-2 lat rozwinęło się w potężny, hard-corowo metalowy ruch na Mokotowie. W początkach wszystkiego środowisko to skupiło się w niedużym studio Chorus w stolicy przy ulicy Rakowieckiej, gdzie grali nie tylko profesjonaliści i istniała możliwość nagrań na czterośladzie. Nastoletni podówczas muzycy spotykali się regularnie w każdy kolejny czwartek w klubie Park, gdzie dyskutowano działalność zespołów, a DJ-em był Robert Kilen. Gdzieś po drodze wszystkich tych spraw wziąłem udział w spotkaniu młodzieży europejskiej w Bawarii (Niemcy), i tam, już dla zabawy i przyjemności, byłem gitarzystą w międzynarodowym zespole, który miał bawić uczestników  spotkań muzyką. W Warszawie, parę razy w tygodniu, w trakcie licealnych lat, bawiliśmy się ze znajomymi i znajomymi muzykami w naszych ulubionych klubach stolicy jak np. Ground Zero albo Hybrydy. Byłem dodatkowo wtenczas we Włoszech, a także w Hiszpanii (zafascynowany Barceloną i jej architekturą |np. Antoni Gaudi| oraz sztuką secesyjną), i w innych krajach Europy, i w Stanach Zjednoczonych Ameryki, gdzie uczestniczyłem w festiwalach Vans Warped Tour, w festiwalu OzzFest, czy też w ogromnym festiwalu muzyki reggae i blues już jako publiczność. W Warszawie, w rejonie działalności naszych zespołów, później powstał Festiwal podobnej rangi - były to Ursynalia. Byłem stypendystą OstSee Akademie w Kiel i w Szczecinie, dzięki wybitnemu językowi niemieckiemu a także Uniwersytetowi Adama Mickiewicza w Poznaniu, który stypendia przyznawał. W liceum po paru latach  nie wymagano ode mnie udziału w części zajęć, części nauki. Grałem w Bilarda (koledzy brali udział w profesjonalnych zawodach, ja również), pisałem też poezje w kawiarniach obserwując świat.
 

Nasz pierwszy koncert odbył się w klubie Hi-Ha-Ho (tzw. Klub Mazowszanka) w Warszawie, gdzie razem z zespołem NoConcreto świętowaliśmy urodziny członka ekipy Ametria. Po raz pierwszy widziałem reakcje większej publiczności na naszą stoner-rockową wtedy muzykę, środowiska metalowe zamiatające podłogę fryzurą niczym dmuchane ciężkim wiatrem drzewa… Przez kilka lat salę prób dzieliliśmy na pół z zespołem B.E.T.H - w tej sali na Sadybie panowała domowa atmosfera, a gdy pękła mi gitara, pod ręką miałem sprzęt innych zespołów. Pomiędzy muzykami panowała niezmącona przyjaźń i zaufanie, w odwrotną stronę dla przykładu utwór Zegarmistrz Światła Closterkeller nagrywał na mojej gitarze. Tematy zespołów, które później stworzyły KiM (nasz zespół już wtenczas będzie kończyć działalność i nie weźmie udziału, chociaż w Domu Kultury Imielin graliśmy jeszcze przed wydarzeniami koncertowymi eksperymentalne próby), oscylowały wokoło betonowej rzeczywistości blokowisk Ursynowa, a najpopularniejszym studiem nagrań i salą prób stały się super-profesjonalnie wyposażone pomieszczenia stworzone w piwnicach przy ulicy Teligi przez Piotra 'Dzikiego', byłego gitarzystę zespołu Syndia. Dla nas materiał demo nagrywał (na żywo) człowiek samodzielnie produkujący muzykę New Age, pracujący podówczas w dużej stacji telewizyjnej. W klubie Stodoła odbywał się konkurs na MC Warszawy, którego priorytetem było, aby na scenie uprawiać hip-hopowy freestyle. Mój występ przed pełną salą ludzi był tak mocny, że podobno rozważano, czy go nie przerwać – istny BioHazard przy lekkim i ubogim podkładzie do muzyki Rap. Ponieważ ukończyłem szkołę średnią z najwyższym wynikiem maturalnym (średnia ocen 5.4), mój ojciec, w prezencie, poniósł koszt wydrukowania 300 egzemplarzy mojego debiutanckiego tomiku poezji. 
Tomik ten, "Droga", zawierał już lekki przedsmak późniejszego, rynkowego tomu pt. "19 Dni na Scenie". Nocami pisałem pierwszą powieść w życiu (istnie "do szuflady") pt. "Hotel Zapomnienie", i skompletowałem mój autorski tom opowiadań absurdalnych pt. "Absurdalizma". Książki owe drukowałem prywatnie w Wilanowie, korzystając z osobistej znajomości, i zazwyczaj pachnące klejem egzemplarze w autorskich okładkach trafiały do znajomych lub jako przepustki do zamkniętych tylko i wyłącznie dla środowisk artystycznych lokali w Warszawie. W lokalach tych odbywały się mini-koncerty, pokazy filmowe oraz sprzedaż undergroundowego malarstwa, i to właśnie zainspirowało mnie by podjąć się sztuki plastycznej. 
Obraz
Tymczasem Ursynowska młodzieżowa scena muzyki nabierała impetu, już beze mnie - mój związek ze środowiskiem warszawskich muzyków u progu życia studenckiego się rozpadał. Po latach wizja tychże wydarzeń w mojej głowie, taka, jaką tam raz na zawsze zapadła, to pękająca pomiędzy tłumem widzów pod sceną betonowa przecież podłoga dużego warszawskiego klubu, której chrobot ciągnie od perkusji i gitar pod nogi słuchających na koncercie kolejnego w kolei zespołu (zespoły występowały razem) ludzi i dziesięć minut grobowej ciszy w przyćmionym świetle jako konsternacja, czy betonowa podłoga może naprawdę pęknąć od muzyki na scenie. To dyskusja w firmie Kayax, czy menedżerstwo muzyczne podejmie się wydania i promocji moich książek. To spontaniczne okupowanie klatek schodowych bloków mieszkalnych przez grupki muzyków tylko dlatego, że na niższych piętrach mieszkają młode i przepiękne dziewczyny, a pretekstem wejścia na klatki schodowe jestem ja - jeden z nich...​

Koniec mojej działalności muzycznej w przededniu moich lat studenckich wynikał też z niebezpieczeństw jakie niesie z sobą funkcjonowanie w mniejszym czy większym stopniu w przestrzeni publicznej, kiedy na co dzień otacza ciebie tysiące, setki ludzi, których czasami tylko na chwilę coś łączy. Po parogodzinnym interview prasowym dla gazety Przegląd, wracając w najlepszym nastroju do domu z centrum miasta, zostałem zaatakowany przez młodocianych przestępców. Skończyło się to ciemne wydarzenie dopiero następnego dnia, kiedy na piechotę i bez żadnych już środków pieniężnych w ogóle, pamiętny gróźb wobec mnie stosowanych, powracałem do domu, do którego dojść miałem przecież o dzień wcześniej. Wydarzenie było emocjonalnie drastyczne i wywołało u mnie bezsenność. Myślę, że obracając się wśród wielu ludzi naraz, jak było to w czasach nastoletniej działalności muzycznej, łatwo było kogoś (tu czy tam) wypatrzeć, zainteresować się - zarówno pozytywnie (jak prasa), lub negatywnie (jak zrobiła to przestępczość). Moi rodzice uczynili wszystko, w dużym stopniu przeciw moim zapatrywaniom, by moje życie było od mniej więcej tamtej pory jak najbardziej normalne. Przestałem lubić temat "normalności". Zawsze potem chciałem wrócić do sztuki.

Środowiska muzyczne Warszawy (Mokotowa) uległy później osobowym i technicznym przekształceniom, z którymi nie tylko nie mam żadnego już od lat nastoletnich związku, ale jako fan wręcz fanatycznie im z fotela kibicuję. Tym bardziej, że sztuka muzyczna takich zespołów jak PLAN (kontynuacja zespołu B.E.T.H), jest wybitna, ambitna i mocna dźwiękiem.
Obraz
Przed rozpoczęciem studiów wyższych zostałem zatrudniony na pełen etat do tłumaczenia oficjalnej korespondencji wielkiej instytucji dydaktycznej, w kilku językach. Podczas studiów został zauważony mój zapał do grafiki komputerowej i kilka lat z tej przyczyny pracowałem na zlecenie jako grafik kreatywny, a później w największym polskim wydawnictwie ekonomicznym projektując doceniane okładki książek wchodzących na rynek. Grafika komputerowa jako profesjonalna umiejętność odegrała ważną rolę, gdy podjąłem się prób z filmem, zaś języki obce w praktyce miały mi później pomóc wyjść na świat z moją własną muzyką. Szukając możliwości publikacji (w trakcie przygotowań do większych zadań literackich w życiu), związałem się na kilka numerów z wydawanym przez studentów SWPS w Warszawie, i drukowanym na przepięknym papierze, kolorowym magazynem "Melanż" o profilu psychologiczno-społecznym. W Szkole Głównej Handlowej wśród studentów podobne pomysły na druk kolorowych magazynów, także o kulturze, padały, były dyskutowane i byłem zapraszany by wziąć tutaj także twórczy udział. Po studiach wyższych, ażeby odpocząć, wyjechałem na jakiś czas do San Diego i Los Angeles w USA, spędzając czas na restauracjach, na spacerach, zakupach i na muzeach; w środowisku polonijnym świętowaliśmy Gwiazdkę - prezenty z Polski, o polskim charakterze, szczególnie kulturowym, są dla Polonii w USA cenne emocjonalnie, tak jak pielęgnowanie języka. Mniej więcej wtedy spróbowałem na dłuższy czas wolontaryjnej pracy charytatywnej przy kościelnym Caritas - uważałem, że to dobry adres ażeby bezinteresownie pomóc innym. Moją pracą było nauczanie dziecka, które (bez opieki naukowej) mogło popaść w kłopoty w szkole. Poprosiłem o pracę sam. Był to czas, kiedy miałem ambicje dowiedzieć się czegoś głębiej o Religiach, miałem potrzebę wiedzy z pierwszej ręki, którą jestem ja osobiście. Z różnych źródeł, także pisanych, sprowadzanych daleko ze Wschodu oraz z Zachodu, dowiedziałem się już całkiem dużo. Tak jak wcześniej przedtem, tak potem nie zmieniłem się - moim Chrystusem jest dziewczyna, kobieta, a do pism świętych i liturgii na moje potrzeby starczył mi rozum.


W czas studencki, uderzając pionowo podczas ewolucji deską snowboard w ośnieżony stok, doznałem trwałej i bardzo mocnej kontuzji stopy, która odnawia się z każdym podejściem do sportu, uniemożliwiając aktywność sportową na większą skalę niż krótka przebieżka.

Zaraz po ukończeniu studiów wyższych startowałem do PAN|  Polskiej Akademii Nauk |, mając nadzieję na studia doktoranckie. Bez efektu.

Obraz

Kiedyś Mateusz Damięcki, który lubił różnej maści spędy publiczne i chętnie brał udział w najprzeróżniejszych wydarzeniach prywatnie wraz ze swoimi znajomymi, namówił mnie na zimowy koncert zespołu Franz Ferdinand. W klubie Stodoła wszyscy słuchali pierwszych piosenek niczym na baczność, na wdechu jak w filharmonii. Pociągnąłem go za rękaw namawiając, żebyśmy we dwóch podskoczyli całym tłumem, ale on nie był chętny. Krok po kroku wbiłem się w tłum i podskoczyłem kilka razy sam. Ludzie popatrzyli się na mnie dość dziwnie, nie przestałem. W trakcie występu okazało się, że skaczą już wszyscy, a zespół, który od godziny próbuje za sceną uczcić udany koncert szampanem, non-stop wychodzić musi znów na scenę i, powtarzając repertuar od nowa i znowu na nowo, nie może skończyć. Konsternacja czy koncert trwa, czy nie, po długim czasie przeniosła się do szatni, gdzie ludzie nie wiedzieli czy idą po kurtki, czy jednak z powrotem do sali Stodoła, ponieważ zespół kontynuuje. Te podskoki okazały się na tyle niebezpieczne, że tłum biegł w klubie przeciwko sobie naraz w cztery różne strony i piątą, i ponad godzinę czasu nikt nie potrafił ani wyjść z koncertu, ani z powrotem trafić na koncertową salę. Trudno było łapać oddech w tym, szalonym chaosie, gnietliśmy się nawzajem. Oprócz zainteresowań prywatnych Mateusz Damięcki miał wspaniałe kontakty i znajomych w świecie teatru, i dzięki niemu mam ciepłe i delikatne wspomnienia  prywatne o utalentowanych, wybitnych młodych ludziach, jak np. Agnieszka Olsten. Wielokrotnie odwiedzałem różne teatry (nie tylko Warszawy) na zaproszenie, gdzie on i bliscy znajomi na scenie wystawiali nagradzane gromkimi brawami sztuki. W moim mniemaniu jego dar medialny i aktorski najwybitniej unaocznia film zagraniczny "Verlorene Zeit"/ ang. "Remembrance"/.

Obraz
Myślę, że malować płótna zacząłem przez kontakt z rodziną Waśko. Dzięki córce malarza spędziłem chwile w Łodzi, aby zapoznać się między innymi ze środowiskiem tzw. Łodzi Kaliskiej. Jako muzyk doznałem przechyłu w stronę sztuki pięknej. Byłem zainspirowany.

W początkach mojej działalności malarskiej opiekowała się mną przyjaciółka, historyk sztuki z dyplomem, która nieustannie dawała mi mnóstwo rad technicznych nadzorując mój malarski rozwój, i to ona wysłała mnie z obrazem na początku moich studiów w SGH do galerii Arka na rogu ulic Chmielnej/Nowego Światu. Zostałem tam przyjęty i wkrótce oznajmiono mi pierwszą sprzedaż. Ze względu na cenę, którą galeria uzyskała za moje malarstwo, wewnątrz siebie poczułem, iż sztaluga może być dla mnie spełnieniem. Po studiach pierwsza wystawa mojego malarstwa wynikła z namowy przyjaciela, który rozpoczynał własną działalność biznesową, i wręcz wymusił na mnie, aby moje prace z dziedziny sztuki pięknej natychmiast pojawiły się publicznie. Po krótkiej rozmowie z właścicielką lokalnej, ale bardzo przyjemnej galerii na Ursynowie, mój wernisaż był dużym sukcesem ze sporą sprzedażą, także za granicę. Następne wystawy były prostą konsekwencją tego wydarzenia. Doskonałym momentem dla mojego życia artystycznego, i przekroczenia kolejnego dużego progu w tym artystycznym życiu była ekspozycja w Galerii Schody w Warszawie pod koniec 2014 roku. W Galerii, gdzie z czasem zebrał się spory tłum i goście raczej podchodzili do mnie, a nie ja do gości, rękę uścisnął mi były żołnierz - tak się przedstawił - na którym misje wojskowe zostawiły mocny ślad psychiczny i cielesny. Nie gratulując wystawy, w delikatny sposób podpowiedział mi, iż niektóre wystawione abstrakcje przywołują w takich ludziach, jak on, drastyczne obrazy dotyczące działań wojennych, jakby sugerował bym zmienił styl. Odpowiedziałem wtedy tylko jednym słowem - brzmiało "Rozumiem", i w ten sposób w mojej twórczości wywołany został zaangażowany przekaz ludzki, szczególnie mocno uwypuklony w utworze i filmie pt. UNDERSTAND, dziś już upublicznionym w finalnej formie.


Na Zachodzie spirytystyczna Słowiańszczyzna, przedsionek spirytystycznego, uduchowionego Wschodu o innej logice intelektualnej oraz języka, są przedmiotem zupełnie nieinteresującym, nie potrafiącym zająć oraz zdobyć zachodniej umysłowości treściami, głębią i przekazem. Osobiście świetnie rozumiem głębię duchową Wschodu, lecz rzeczywiście ja sam nie czuję się intelektualnie nawet Słowianinem – co nie przeszkadza polskości, szczególnie wobec faktu napływu etnicznego w czas zaborów i przesuwania granic przez samą Pierwszą Rzeczpospolitą, ale co wypomina mi się w tych szerokościach geograficznych często nazywając ułomnością prosto w twarz. Dyskutowałem czy jest sens wejść w media aż do Los Angeles z Tomaszem (ex NoConcreto, NOKO), który to sceptycznie spychał moje intencje do rzeczywistości na Wschód od Berlina. Spojrzałem inaczej, i podjąłem naturalną próbę wyjścia z własnymi produkcjami szerzej, opierając się na jakości, nie na pieniądzu. Wilhelm Sasnal i Olbiński nie mogą być jedynymi przykładami sukcesu polskiej sztuki na Zachód od Odry. Jest to trudne, nie tylko ze względu na jakość oraz artyzm - szczególnie społeczności anglojęzyczne potrzebują krótkiej, bardzo klarownej wypowiedzi na dość ściśle określony temat, która zakończona jest jednoznaczną kropką; wschodnia duchowość traktowana jest poza naszymi zachodnimi granicami raczej jako choroba psychiczna, nie walor. Tu istnieją odmienne struktury intelektu oraz trzykropek, niedopowiedzenia, domysły - tam nieakceptowane. Tak samo, gdy dziecko (lub gorzej - osoba dorosła), jest zajęte sobą samym bez bodźca zewnętrznego, jest przeciwieństwem komunikatywności z otoczeniem (wyznacznika i wskaźnika karier), otoczeniem, które określa daną osobę, zaś nie jej aktywność "wewnętrzna". Nikt nie będzie niczego interpretował "w duchu". (Przykład tematu - realizacja Zachodnia)

Głębia, jaka osiągana jest z samym sobą i z tematem, tym mocniejsza im dalej poruszymy się na Wschód, interpretacje sprowadza do coraz bardziej całkowitego wyciszenia wewnętrznego osoby. Każdy bodziec zewnętrzny, szczególnie silny lub głośny wytrąca w ostry sposób z zadumy, stanu uduchowionego, i dlatego agresywna muzyka lubiana na Zachodzie jest traktowana na indeksie, z konsekwencjami osobowymi i publicznymi. Nie wolno przeszkodzić wrażliwości wnętrza, i jej spirytystycznym, uduchowionym stanom uczuciowym - stanom czystym moralnie bo nienaruszającym otoczenia. Na indeksie będzie tak głośny silnik samolotu jak i nagłe uderzenie przesterowanej wzmacniaczem gitary. Muzyka Wchodu jest piękna, ale cicha i delikatna, a skupiona wewnętrznie jednostka ludzka postrzega innych i myśli o innych jak o sobie samym, tak też rzeczywistość zewnętrzną oceniając.


Każda kultura, też myśl naukowa czy aspekt psychologiczny aby być zauważonym pozytywnie w racjonalnej, zachodniej rzeczywistości, nie może być kopią zachodnich wynalazków artystycznych oraz medialnych, posiadających właścicieli z prawami - w tym świecie własność intelektualna i materialna jest nienaruszalna. Z drugiej strony, oprócz inteligentnego wynalazku skądś inąd, który jest atrakcyjny jako ożywiająca umysły bryza, temat jej musi być potrzebny w konkretnej, danej rzeczywistości - musi mieć to aspekt praktyczny. W Polsce klaskaniem oraz z owacjami przyjęlibyśmy wspólność kulturową czy duchową - tylko dlatego, że po wieleset-letniej rzeczywistości wpływów wschodnich (włącznie z blokiem komunistycznym) nawet własność prywatna traktowana jest w dużej mierze jako własność wspólna, i ma to aprobatę. I tu różnica jest diametralna, kiedy rozwojowy zewnętrznie świat zachodni wymienia właścicieli idei i rzeczy z imienia. Tak np. sukces Oskarowy Pawła Pawlikowskiego polegać musiał na prowadzeniu trzeźwego, nowatorskiego (z perspektywy kina zachodniego) przekazu, w oryginalny sposób i z oryginalną, klarowną treścią. Klarowność przekazu jest kluczowa; tu ważny staje się Autor, jego jednoznaczność.

Szerszą perspektywę trzeba zaczynać od domu, od własnego środowiska, od aktywności lokalnej, która rozszerzać się może krok po kroku na solidnym fundamencie tożsamości twórcy i jego kultury. Podjąłem dlatego się w pierwszej linii zmaterializowania mojej literatury w języku polskim w kraju.

​Pamiętam pisanie pierwszej książki na rynek, "Wynalazcy Szczęścia". Trwało to dokładnie dwa lata, z zegarkiem w ręku. Gdy książka była wstępnie gotowa, wydrukowałem kilkanaście egzemplarzy  w moich autorskich okładkach, i zacząłem współpracę z portalem Talent.pl. Moi znajomi i częściowo rodzina miała dla mnie ocenić, jak dobra jest ta książka, i czy jest ona dobra w ogóle. Podobno nie da się tej literatury czytać w pośpiechu, ani w zatłoczonym, pełnym zgiełku miejscu. Potrzebny jest spokój, cisza, i skupienie wewnętrzne. Owe oceny były na tyle pozytywne, że zdecydowałem się zawrzeć umowę z wydawcą, co poskutkowało rekordowym dla mnie literacko rokiem 2015. W USA, w Japonii i w Unii Europejskiej cena za "Wynalazcę Szczęścia" w 2018 roku przekroczyła 300 PLN za jedną papierową kopię. Wszystkie trzy, wydane wtedy książki były dostępne "od ręki" w największych sieciach księgarskich jak Empik czy Merlin.pl przez ponad trzy lata, co jest godne i jest osiągnięciem rynkowym jeśli w Polsce rocznie wychodzi średnio prawie 30 000 tytułów, zaś większość z nich nigdy nie trafia na księgarskie półki. Mój główny wydawca - NOVAE RES - jest największym wydawcą w północnej Polsce.

Obraz
Obraz
Obraz
Tu warto, żebym wspomniał o problemie pisarstwa i artyzmu w sztuce w ogóle. Są artyści, jest ich wielu i wielu więcej, którzy aby być zainspirowanym i kreować muszą opisać własne przeżycia na temat samych siebie. Nie ja, i wielu innych też nie. My wcielamy się w trakcie aktu twórczego w charaktery, problemy, postacie, i ażeby móc przekazać temat i treść studiować musimy wiele gazet, wiadomości i starszych przekazów, a także treści naukowych oraz przede wszystkim nie tylko obserwować różnorodność ludzką, ale też jak najwięcej stać blisko, czuć emocje. Tak powstaje sensowna książka na temat, film, i tak właśnie rodzą się prawdziwi Creatives, czyli branża kreatywna, która z pustą kartką papieru, i ze złamanym długopisem w dłoni, potrafi krok po kroku materializować jak dotąd zupełnie nieznaną przyszłość i idee nadbudowane do rzeczywistości. Po to rzeczywistość musi być dobrze przez takich artystów i twórców już na wstępie poznana, a ktoś wcielony w nią dla dzieła artystycznego dobrze przygotowany jako tożsamość - tożsamość, która nie gra roli, ale nią jest, i za chwilę, po ostatniej linijce, niemalże bezboleśnie, w pełni świadomie wraca do bycia sobą nie zatracając się. Antyczny teatr, przywdziewając maski bogów i mitu, w nucie greckiego instrumentarium, czynił dla publiczności amfiteatru to samo; to właśnie tam i wtedy uformowane zostały podstawy dla trwającego do dziś aktu scenicznego, oraz twórczości.

Obraz

Obraz
Po drodze nastąpiły dla mnie barwne lata, kiedy po przerwie na życie w Warszawie mogłem dogłębnie zwiedzić świat. Zawsze zatrzymując się w każdym miejscu po miesiąc czasu odwiedzałem Meksyk, Cejlon, Dominikanę, Wenezuelę, Kubę (gdzie przeżyciem było być gościem na koncercie legendarnego Buena Vista Social Club), Tunezję Egipt, Turcję. Te, niby iście turystyczne kraje, gdzie zainteresowanie jest plażą przy hotelu, posiadają wybitne zabytki oraz ślady mocnej kultury. Turcja stała się dla mnie podróżą ważną z powodu parodniowych wieczorów kulturowych: zaznajomiłem się z mistycznym tańcem Derwiszy i z muzyką Wschodu; muzyką wirtuozerską, graną na instrumentach strunowych nieobecnych nigdzie indziej na świecie. 
​
​


Obraz
Fascynacja ta przetrwała we mnie długo, aby potem muzycznie stanowić podkład pod struktury utworów na albumie LP „Orient”, wywołanym do tablicy przez osobę Christophera Ewinga z portalu Indie Music Channel, który namówił mnie bym zrobił muzykę w chwili, kiedy miałem pod ręką jedynie eksperymentalne demo jednej piosenki o tytule "Morning Light". Ale miałem mocny gaz. Kiedyś, przy pierwszych próbach, wokalnie okiełznać materię pomogła mi przyjacióka Ola Bieńkowska. I wzorując się na jej zaiste wybitnym kunszcie wokalnym, i na wspólnych prywatnych nagraniach spróbowałem swoich sił też głosem. Produkcja materiału „FireBall” to ogień, który nie tylko nie przygasł, ale rozpędził się w ogromne muzyczne światło, coraz mocniejsze już same z siebie. Po nagraniu płyt musiało minąć co najmniej pół roku czasu, żeby z mojego ciała zeszło ciśnienie wygenerowane przy pracy z instrumentami i w moim kreatywnym mózgu; dla wyparowania energii, która wewnętrznie dawała siłę głazu. 


Obraz

Obraz
Okładka albumu demo LP (rok 2016) okazała się dla ludzkiego mózgu tak sugestywna, mimo, iż był to dla mnie po prostu "temat", że w następstwie LP "Orient" wszyscy są obcy, na "NIE", z obronną gardą nawet w rozmowie. Czy to stan lękowy oka? Non grata.

Paradoks w tym, iż ten album dla mnie otworzył karierę medialną w Europie i w USA. Zgłaszali się do mnie najwięksi ludzie, rynek medialny i firmy. To projekt z sukcesem. 


Tak, jak w przypadku książek, w tekstach anglojęzycznych w muzyce dbałem o każdy przecinek, dwukropek oraz literki, by nie popaść w konflikt z paragrafami prawa w Polsce i za granicą, a także nie popaść w konflikt etniczny prezentując twarde, silne emocjonalnie treści. Potrzeba tu trzeźwości mózgu, klarownego przebicia się przez strukturę logiczną zdań i puent, aby podołać jednocześnie treści i obowiązującemu powszechnie i lokalnie prawu i wyjść z całości wśród słuchaczy i czytelników uczuciowo i intelektualnie zwycięsko. Jest to wysiłek, głęboka praca ze słowem.

Listen to "Vittek Tape Japan 11-3-18" on Spreaker.
Obraz
Obraz

Grudzień r. 2018 to najpoważniejsza wystawa malarstwa i rysunku w mojej biografii, dotykająca tematu historii oraz ludzi na przestrzeni wieków i współczesności. Przepiękny wernisaż otworzył przedświąteczną ekspozycję kolejny już raz w warszawskiej Galerii Schody na Nowym Świecie.
Opracowane tam tematy powinny służyć społeczeństwu polskiemu do dyskusji o międzynarodowej przynależności i trudności zrozumienia wzajemnego ludzi i społeczeństw w skali międzynarodowej. 
Biłem się długo z myślami, gdy rozpędzony węzeł radiowy formatu światowego (firma AirplayBuzz wygenerowała do 2019 r. ponad 4500 radiowych odtworzeń mojej muzyki - głównie piosenek "Flowy Wind" i "Ballroom" - dodatkowo 15000 odtworzeń w radiach cyfrowych w jeden rok dzięki systemom radiowym Luksemburga; drugie tyle dał Vittek Records z Włoch - zarówno FM jak i on-line) krok po kroku przepuszczał muzykę (szczególnie iż utwór "Flowy Wind" w krajach francuskojęzycznych stawał się całkiem sporym hitem, razem z "BallRoom" płynąc przez świat od dużych radiostacji na falach FM po ekskluzywny, kulturowy portal Sophisticated Ape, który dla mnie jako osoby, i muzyka, jest wartościowym wyróżnieniem - w radio Sophisticated Ape "The Year of The Sun" był mega-hitem w Listopadzie 2017, grany na antenie przez ponad cały miesiąc równo raz na godzinę), zaś miasto Warszawa oraz jej radiostacje, moje miejsce na planecie Ziemia, milczała na mój temat wtedy całkowicie. Undergroundowy klimat, bez którego czuję się nieswojo, utrzymywał długo dla mnie Włoski label Vittek Records, w światowym formacie radiowym i w europejskim formacie telewizyjnym, umieszczając mnie już po wszystkim w serii klasyków firmy Vittek Records (Vittek Records w radio do dziś posługuje się pierwotnymi, analogowymi wersjami moich utworów, co jest równie klimatyczne jak eksplozja Big-Beatu). W końcu cały mój muzyczny gaz wyparował, pozostawiając mi na pamiątkę tego inercyjnego ciśnienia czarną jak kosmos, i głęboką płytę literacką pt. "Vacuum Book". Wielokrotnie chciałem zrezygnować. I znów zaraz brzmiała mi muzyka, znów potężniej. I któregoś dnia się budzisz, budzi się twój mózg, ciało, duch a ...śmierć? Ona już ...ledwo zipie. I wiesz, że to jest dobre, wygrane życie. Moje albumy demo zostały wiosną 2018 roku zastąpione na rynku dwoma pełnymi LPs pt. "Vacuum" oraz "Starz Ain't Neons" (HD-surround/high-fidelity-sound). Z firmą Vittek Records była możliwość grania Festiwali za granicą - nie dogadałem się z żadnym składem, który umożliwiłby mi improwizacje na scenie, i mimo sponsoringu występy się nie odbyły.
Obraz
Obraz

W muzyce, szczególnie na płycie "Starz Ain't Neons", w wynalazku gatunku POWER-JAZZ, zastosowałem całkowicie jak się okazało teoretycznie i praktycznie spójny wynalazek Logiki Nieprostej. Dźwięki i struktura utworów "Golden Town Prison Break" oraz "The Year of the Sun" to jedynkowe systemy logiczne mojego pomysłu i autorstwa, systemy logiki o nieograniczonej wewnętrznej i zewnętrznej strukturze.
​

Książka "Płomyk Świecy", album LP "Vacuum" i wystawa "Ludzkość" stanowią całość o problemach historycznych, oraz ludzkich, głównie w świetle przeżyć współczesnej jednostki, która jest historią wewnętrznie i zewnętrznie obarczona. Jest tu i druga linia, bardziej show-biznesowa, z pazurem emocjonalnym, gdzie mieści się weselszy "Starz Ain't Neons", moje malarstwo abstrakcyjne i książka "Wynalazca Szczęścia". Tu dyskutowałem świat emocjonalny, z humorem.

W trakcie pracy nad albumami muzycznymi i rozprzestrzeniania się moich muzycznych produkcji miałem propozycje godne i bardzo satysfakcjonujące moje ambicje - jak pełen zestaw stanowych i lokalnych radiostacji FM w USA z moimi hitami - propozycje, które muszą poczekać chwilę na udział dużych i wielkich firm w moim rynku. Rynku, który istnieje i jest już dziś pewnikiem, tak jak w przypadku muzyki chciałem - w skali międzynarodowej. Z filmem "Understand" mam i miałem udział w mniejszych i większych festiwalach filmowych, tak w Europie, jak i za oceanem; często na zaproszenie, które potrafiło przyjść nawet z dalekiego Dubaju. Wiem, że wyróżniona została jakość i imienność mojej sztuki.
Obraz
Po eksperymentach w galeriach sztuki z żywą publicznością, na abstrakcyjnych płótnach zgadującą tytuły i treść w intelektualnej, wciąż abstrakcyjnej atmosferze, w końcu udało się dojść do kina XXI wieku. Kluczem był film "Understand" oraz eksperymenty logiczne z pędzlem w dłoni, a także uwolnienie jaźni przez praktykę muzyczną z gitarą - artyzm. Dziś jest to pomysł kreatywny, jako copyright kreatywny dopięty na ostatni guzik i wystawiony tutaj, na mojej oficjalnej witrynie, publicznie w konsekwencji wystawy "Ludzkość" - ostatniego klucza do sztuki i rzeczywistości logicznej z mojej strony. Dotykając tak świata kina od podstaw, czuję się niczym Walt Disney, który zbuduje swój fantastyczny Disney World dla dorosłych i dla dzieci. Kino XXI wieku (kliknij)


Lubię wyspy karaibskie i spokój białej herbaty w chwilach, gdy na rynku funkcjonują moje dzieła po to, by obiektywnie przyglądać się rzeczywistości, jaką z wielką pasją tworzę. Każdy dzień naprzód jest większym wyzwaniem w duszy i w głowie, i jestem szczęśliwy, że przy trajektoriach mojego życia, siły we mnie narastają i porządkują się w coraz piękniejszy sposób, naturalnie i gładkim biegiem dat nie przycichają w najważniejszych dla mnie momentach, choć mój umysł dla całej tej kreacji nie zasypia nawet płytko od wielu, wielu lat. Czasami każdy moment jest przełomem, a moje życie zna ich wiele – małych i tych większych. Najważniejszą rzeczą jest, by być w materii życia coraz lepszym, nigdy nie ulec psychologicznej i życiowej degeneracji. Celebryctwo, tłumy - czy to mogłoby być jakimkolwiek celem, prócz faktu, że nasze drogi potrafią się przyjemnie krzyżować, i inspirować do wielu, wielu spraw? W ludzkim życiu wszystko musi sprowadzić się do jednej osoby i jest ich dwie. Tylko z jedną osobą da się osiągnąć głęboką głębię, i zbudować życie aż do tego wdechu ostatniego u progu nieznanej, wiecznej czerni - szczęśliwi ci dwoje, którzy osiągnęli to trzymając się za ręce. Wszystko musi mieć jakiś rdzeń, jakieś określenie. I rzeczywiście niektórzy stają się osią tłumów. Komu to wszystko po powrocie opowiesz?

​Widzisz, moje życie jest kompletnie bez sensu i nigdy nie miało znaczenia. Popatrz w bezkresny Kosmos - zrozumiesz - że …każde wspólne wydarzenie jest próbą przezwyciężania Big Bang, rozpadu całości...
Obraz

Obraz



I think I had the idea to be born... Not even once in lifetime.
I create, therefore I know I
​ still did not achieve it.

Obraz

MY PERSONAL NOTEBOOK.

Obraz
I remember my early childhood, the wealthy home I had with my grandpas. The TV studios and the shows for children and adults I was taking part in, instead of participating in all the kindergarden activities at about the age of four. I remember tennis courts and the lessons in sports (like tennis) I was given, including skiing with competitions, prizes for big, dangerous sometimes downhill race in the mountains fully covered with ice in the town of Zakopane. I must have been a little gifted in fact, and the conditions for me to progress in many things important to a kid were good. In the neighbourhood where my grandpas lived I had a five years old girlfriend, who was a fan of me taking my very first lessons in the English language, and also gave to me (on no particular occasion) beautifully colorful books for children to learn English and French languages, which I kept like an emotional treasure rather, than considered these to be useful items. Just some time after I got much impressed by the culture & history in Thailand, where me and my relatives had a long stay, and this 'golden' feeling for Asia gained there has remained in my heart strong until today. 

I remember the district of Wola in Warsaw, where I entered primary school education. At weekends, in the very green park area nearby, my father used to buy me old Polish coins, which I used to collect. My father was a sportsman, almost a professional one, taking part in decathlon before he started a successful university career. He met my mom at a race. She had running skills too, and was taking part in some sport competitions.


I remember that when I was about to enter in primary school and proceed there, I went to some vacation with other children, that were mostly a bit older than me. Situated in a vacation spot, me and a few boys were told we are suspected to have diseases, and therefore istead enjoying the vacation, we were locked inside a rather small laboratory and checked. For no reason we were checked, we're healthy boys. It was boring there, and we had nothing to do, except that we could talk and sit on the beds. As the nurse has arrived (after a few days of boredom) I had the idea to tell her, that one of the boys had really big trouble, and before he passes away, he should see three certain girls form the camp. The nurse has agreed, and the girls arrived. I told the girls, that he is in real trouble with health, that his thing is the thinest… They had to check. I ran with the other boys to the nurse, and we claimed that there is probably sex mis-behaviour in the laboratory going on, and that we are small boys, and afraid to attend. We had to wait in the corridor until she checks the situation. We ran. On the way back with an airplane, we were happy kids.

After I returned from education in Germany, having not only proper German language in grip, but also local dialects not understandable outside natural areas there, I was already a young skateboarder, beacause in Germany I lived in the town of the Titus skateboarding company. I joined skateboarding communities in my district in Warsaw on spot. We did not only skate for fun, but also dreamt of sponsorships for expensive skateboarding clothes and equipment, making films with us doing skateboarding and quite expensive skateboard tricks. Some kids have already been on the way to become professionals, or at least semi-professional skateboarders, and I was not the worst skateboarder there, I’d rather say we skated the top in our areas. Around that time I was proposed modeling jobs.
Obraz

​I was stunt with the fact, that a noble president of a huge country in central europe has so much beautiful knowledge about classical music and its composers; that for such a person these people are top. i think this is the moment i became strongly convinced I want to be a musician, and that it is the toppest i could ever do with my life.

Obraz
2010-2011: video practice for future works; under nickname.

After an education in a small, private music school, with keyboard instruments, classical music, and musical note systems, I discovered the guitar play. This instrumental attitude I got directly from United States Florida, where, journeying with older friends, and chewing tobacco hours long and loughing myself dead at the silly word "Yeah", at nighttime we were almost eaten by three huge & green Alligators, that attacked our tents (with a single burning lamp inside one) after we kept on fighting empty pockets and boredom by mocking country music & by inventing cross-over unplugged with the use of guitars (it seems to obviously have been going inside a band, did it?). Once I landed in the horrible picnic, all started around PickNick with not clever nicks invented - like I was the Mikey (not Mickey Mouse - the kid) since, Miguel Christo (not Michał Krzysztof) in my hometown after.

​Back in Warsaw City I went to rehearse with some others, practicing Nirvana and Rage Against the Machine songs. I found a friend interested in creating a band, personally inspired to perform music now by a fabulous concert by the band HOUK. I am sure I was also much impressed in this direction by the loud & crowdy career of Kurt Cobain - it is somehow a dramatic antidote against loneliness to have it artistically, or throughout an extravagant woman, who takes things social. That spring I had my own songs ready. Our band started rehearsing, and we did not stop going long years, making noise with percussion & two guitars. For few years the vocalist in our group was Lola Lou, who turned into (probably) the most famous Drag Queen in Warsaw after he has been much too much into watching Priscilla Queen of the Desert movie. Lola Lou continued singing in small and big clubs in Warsaw City & abroad.
​
Many musicians were joining our group on the way, mostly vocalists and bass players & only 3 core people including me remained there until the end. Our demo was recorded live with the use of a digital 4-track machine by a much older person, who has been publishing own CDs with self-composed New Age music, and worked for a big TV station. Our drummer had also another band, which did focus on recording psychedelic, very melodic cross-over tapes in a dark cellar in Mokotów district.
​

At school I was to top in national foreign and domestic language competitions, what has helped me a lot to enter a good university thenafter. I had a nice scholarship in Germany exactly because of that reason, a short, but pleasurable one. I was also an attendant in European Youth Meetings in Bavaria (Germany), where, as a guitar player, I have been a part of an entertaining, international band. Around that time in my life I was also visiting Italy, Spain (deeply fascinated by the city of Barcelona and secession in architecture & art), and also the USA, attending big music festivals like the Vans Warped Tour, a huge reggae &  blues music festival, or the OzzFest, being a part of the crowds of course.
Obraz
In the district of Mokotów our hard-core metal and stoner rock societies have been growing vastly, to become a huge musical movement of youth in just 1-2 years. We were all attending the Chorus rehearsal and studio for practice first, where not only professional musicians have been having their initial instrumental experience. This studio had a four track machine to record demos, and the societies around band play in our parts of Warsaw were keeping together strong that era, no matter what age you were. During high-school times I had 2 stores, which were there to equip me fully with newest music from all of our planet, rare stuff as well, so we - the bands - were pretty up-to-date with what is currently happening on the worldwide stage & could progress in our very own directions without any loss in sound. Personally I was also equipped with clothes, but for the guitars, pedals and studio time I had to pay myself.


​STORIES FROM TEENAGE UNDERGROUND
​Click the text to read.


Obraz

Obraz
Our first live performance took place in the Hi-Ha-Ho club in Warsaw, where we supported the bands NoConcreto and Ametria. For a few years our band used to share the rehearsal with B.E.T.H, where we were all at home and I was on spot given other bands' equipment if my guitars were broken again. That days I remember, on my own, I performed hip-hop freestyle in the Stodoła students' club with full crowd, committing an overdose in power with the microphone by far, as if this particular event was not meant for us, heavy genres' musicians. After I quit there has been organized a big concert in the Riviera Remont club, which was meant to push the careers of several best bands much forward, and in some years a few of these have gotten label deals in fact. With time passing, I was there just a guest and a friend with the musicians, slowly going off-track with the music scene.
Because I had best highschool graduation result, my father did sponsor me a 300 copies printing of my debut poetry book. Refusing to sleep at nights because of a head full of creative ideas, I soon wrote my first novel titled „Hotel Oblivion”, and have also completed my debut book of stories „Absurdalizma”. I used to print these books (with beautiful covers I made myself) privately in Wilanów, to give all of it in small amounts to friends. With my books I also had a pass to underground artistic clubs with film, music and painting events, which no one except proven Warsaw artistic societies could enter. I happened to become quite known for my writing skills, and as soon as I was proposed lyric writing for other bands in the city, I did. With pride I did.
​

​During my first years at the university I happened to travel to Athens in Greece, where, with the help of young Greek cinematographers, I focused on writing a surreal, feature movie screenplay, and chose the areas for filming. Along with another one in English language (psychological thriller), these have not been produced yet. From Athens I was called to Wilanów (back in Warsaw City) by a nice, rich horse-stable owner & horse-ride fan's daughter (who had a freak to marry, but in fact not me she did), and stayed with'em long time, just to travel inside Poland, and lead an ordinary, organized life. My mighty, honest interest in motion picture arose because of alternative European & American cinematography around the new millenium, and the most appreciated film-director for me that time has become Darren Aronofsky. Because I did not manage to apply correctly for Linguistics (as I supposed I should do), being a student I have been very keen on foreign and also ancient languages. I studied a multitude of dictionaries and scientific language scripts aside of my official education. I say it's a hit in life to get some linguistic knowledge, because human being is very profitable from it in the human way.

During this period in life, I happened to crash with my snowboard into the surface so strong, that my heavily wounded foot disabled me from any kind of tough activity in sports since.
​
Attending the underground artistic clubs I got interested in painting. In the beginnings of my activity with the easel, a nice friend of mine, who graduated in the faculty of History of Art,  has been keeping an eye on my progress as a painter, and especially on technical aspects of my art. Precisely she is the one, who has sent me with a work to a quite exclusive gallery in the centre of Warsaw where I had my very first sale in life; a sale extremely satisfying financially for me. After I graduated from my studies in politics, a friend of mine has pushed me to exhibit my works publicly. We took a small, but a very nice gallery in the disrtict of Ursynów where we were settled. I had sales on spot, also abroad, and this has resulted in all the exhibitions with paintings and drawings thenafter.
Obraz

Obraz
During painting jobs, overlasted for long months with a work monumental hour to hour & day by day, I had a vast nosebleed that has strongly harmed my sense of smell forever. A part of the true outer reality is thereby lost for me, and all the scents around are just an imaginative distant trace of something no longer in existence, something found in the head rather, and rediscovered in memory of a thing I am still longing for.

"A very ordinary Washbasin".
​Ink on paper.
Year 2016.

Obraz
Before making a real step in public space, I had to think what and how to do. I have been spending my time in beautiful Wilanów gardens, long years, to involve in the atmosphere of something bigger and longlasting. I also used to visit a lot Anthony Harold Buffery, who had his late Ph.D. retirement from neuro-psychology in Poland, and has been co-creating Monty Python shows in his college times and after. Playing guitars together, singing & chatting a lot, it was some very good learn. Carefully, he was watching me assemble my first music-videos, then pushing letters of acknowledgement abroad for me, to such people like Mick Jagger (Rolling Stones band), whom he knew in person, or BBC television office. I was obviously against, but he himself had ideas, plenty, like his mind was aroused checking in with my spontanious artistic efforts of that times. In result, I landed soon with NME magazine and World News, doing things then for myself rather, and had to consciously quit until I am convinced to sign pure quality works with my own name. I took a breath in, deeply in...
​
I remember writing my first book for the market. It took two long years, precisely. Then I printed some copies for family and friends, so that they could esteem the value of my book. All this resulted in the record year 2015, with three books in literature published on the market. Yes, I had wings. Maybe not wings extreme, but I was to rise from the ground a little. For a few years my books were available in big bookstore chains at hand and without discount, and in the USA, in Japan and in the European Union the price for my first big novel is over 90$ in the year 2018 for a paperback copy.
​
I happened to live a few years journeying to such countries as Mexico, Ceylon, Dominican Republic, Venezuela, Egypt, Tunisia, to Cuba, and some other ineteresting places, staying everywhere about a month with a lot of historic sightseeing. The most important trip to me was Turkey, where I attended a few days of cultural events, getting knowledge of the Dervish dance, and of real Eastern music. This resulted in the creation of my debut „Orient” album just after Christopher Ewing from the Indie Music Channel managed to convince me to make music again, exactly in the moment I had the experimental "Morning Light" song demo in hand. Musically, the load in me was so big, that the „FireBall” album was a natural shot upon all of the energy I truly exploded with. Mind & psychology of stardom in rock music & fashion modeling, the way I could see it inside-out, inspired me to create Fireball lyrics & the powerful music. A lot of the "FireBall" album was made through guitar FreePlay composing, which is a similar idea to the vocal FreeStyle. During recordings I used to practice daily with random radio programmes, arranging music-flow live. Just to keep my instrumental skill as top as possible.
The big kick-off in my brain according to music happened along with worldwide radio airplays, which started with a small Minneapolis station Strawberry Tongue for a few "Orient" songs, shortly carrying my music through biggest KISS, Alpha, or Star stations straight to the worldwide radio mainstream  with the songs "Flowy Wind" & "BallRoom" from the energetic FireBall LP. The song "The Year of the Sun" was a November 2017 hit on Sophisticated Ape Radio, rotated once every hour the whole month long. The Italian Vittek Records has been presenting radio & TV shows which included my songs for long time, what made me feel the Underground mood's still there in my artistic life & put me thenafter into their classics series.​



Listen to "EITTC S3E6" on Spreaker.
Energy inside my skull, body, and brain was so hot, so much boiling for long period after, that I almost experienced an emotional, lonely cosmic trip with the "Vacuum Book". I was close to reach the decision, this was by far enough in art, I shall fall in love, consume cash, buy a house & a quad motorbike, and leave no personal trace behind, except the artistic heritage done already. I know, all this energy arrives from people, who are mostly unknown to you, those who experience your creation. It happens, as if this planet was organic, borderless & trancendent in flesh, bone. And yes, I woke up. The steam is gone, vapored.

CHARTS feb. 2018 FEATURING "FLOWY WIND"

Obraz
I have implemented UNSIMPLE LOGIC systems in the recordings of the POWER-JAZZ genre music, especially with the songs "The Year of the Sun" and "Golden Town Prison Break", which gave enourmous sound effect and experience of an endless kind within and without the music.
​

In June 2018 my demo music albums "Orient", "FireBall" & "Vacuum Book" have been replaced with HD-surround LPs "Vacuum" and "Starz Ain't Neons". Much of the most professional music industry in Europe & farther abroad gathered around my work and me on the way for promotion, for much more.

In December 2018 a beautiful exhibition "Humanity" was launched for the period before Christmas in Galeria Schody in the Old-Centre of Warsaw City. Deep & intellectual, its drawings, oil paintings, and other works presented, touch upon topics in human history & our day-to-day modernity nowadays.
​

Obraz
Obraz
In my life I did a lot of charity, mostly in person. I believe in a life, that does not degenerate, and some progress should be there every day, even if it costs the brain many, many years without a real sleep. I believe human beings are good ones, until I am let down enough to walk away. I love spending my time in the forest, where the dream and the leisure facility are at hand, along with atmosphere that is silent enough to concentrate on what is really important. A singing bird is there above the head & crazy squirrel's throwing pine-cones at people. The nature & its endless space are protected there from air pollution, and so have become my most precious home in opposition to the noise & hurry in Warsaw City. Walking sandy roads & undergrowth I've been freed to feel free by habit & by gene. During my lifetime I have created value; if you don't appreciate, I hang up the phone.


Obraz
  • HOME / STRONA GŁÓWNA
  • BIOGRAPHY & WORKS / BIOGRAFIA i DZIEŁA
  • MY PERSONAL NOTEBOOK / NOTATNIK OSOBISTY
  • Music / Muzyka
  • PAINTING / Malarstwo
  • Literature / Literatura
  • PHILOSOPHY / FILOZOFIA
  • Blog
  • PHOTOS / FOTOGRAFIE
  • CREATIVE ZONE RUTKOWSKI
  • CONTACT INFO/ kontakt